Numer na bis

Nasze drugie wejście na Połoninę Caryńską, tym razem w sprzyjających okolicznościach pogody. Wyprawa na ten masyw to jeden z najpopularniejszych kierunków w Bieszczadach. Nic dziwnego, bo widoki są przepiękne i trudno się w nich nie zakochać. Ja już dawno wpadłam po uszy.  

Startujemy z Ustrzyk Górnych z dużego parkingu, na który dojechaliśmy busem z Wetliny, w której tradycyjnie stacjonujemy. Tabliczka informuje nas, że przed nami 2 h 55 minut marszu do Brzegów Górnych. Wiedzie nas czerwony szlak, najpierw przez mostek przerzucony nad potokiem Rzeczycą zwanym.

Przechodzimy przez polanę i stopniowo zanurzamy się w las. Towarzyszą nam tabliczki ścieżki edukacyjnej, dzięki którym mogę popisywać się wiedzą. Ścieżka wytrwale pnie się w górę. Po niespełna godzinie docieramy do wiaty na krótki odpoczynek. Mimo słonecznej pogody, ludzi na szlaku nie jest zbyt dużo, co dziwi mnie trochę, bo czym Czerwone Wierchy dla Tatr, tym Połoniny Caryńska z Wetlińską dla Bieszczadów. A może wstaliśmy za wcześnie?

Kolejne 20 minut marszu i wychodzimy z lasu. Tabliczka głosi, że pierwotne krzywulcowe lasy bukowe sięgały do wysokości 1250 metrów i płynnie przechodziły w zarośla połoninowe. Dawni pasterze obniżyli górną granicę lasu poszerzając pastwiska. Teraz nasz marsz staje się znacznie wolniejszy z powodu gapienia się na widoki. Ile nas ominęło za pierwszym razem, gdy lało!

Im wyżej, tym piękniej. Jak okiem sięgnąć góry z każdej strony. Widzimy całe Zachodnie Bieszczady. Jak na dłoni mamy Tarnicę, za którą kryją się Halicz i Rozsypaniec. Rozciągają się przed nami góry po stronie ukraińskiej i słowackiej. Idąc widokową granią po lewej stronie mamy Rawki. Poznajemy je bez trudu, bo wczoraj tam byliśmy. Jest po prostu zjawiskowo

Przed nami okazale prezentuje się leżąca po sąsiedzku i będąca przedłużeniem naszego szlaku Połonina Wetlińska. Z jednej strony towarzyszy nam pasmo Otrytu, z drugiej – Działu.  

Ludziom na szlaku rozwiązują się na szczęście nie sznurowała, a języki. Można poznać prawie że sąsiadów. Na najwyższej kulminacji (1297 m n.p.m.) na ławeczkach siedziało kilka osób. Jak się okazało, jeden to chłopak z Lublina, gdzie studiuje syn. Była wśród nich również kolanka, jak ja.

Wciąż podążamy za czerwoną farbą. Zejście z grzbietu jest dosyć strome. Nadziwić się nie mogę, jak nam się udało pokonać tę trasę ostatnim razem brnąc po kostki w błocie! Przed nami wciąż piękne widoki na opadający w stronę Wetliny Dział. Ponownie wkraczamy w las. Ścieżka bardzo nastrojowa pośród wiekowych buków. W wielu miejscach zamontowane są balustrady i stopnie. W połowie drogi na znużonych wędrowców czeka wiata, przy której pojawiły się nowe stoły i ławki. Malownicze głębokie jary, potoczki, drewniane kładki urozmaicają wędrówkę.   

Na końcu naszej trasy po prawej stronie znajduje się cerkwisko z fundamentami świątyni pw. św. Michała Archanioła i kilka ocalałych nagrobków wykonanych przez rodzinę Buchwaków, która prowadziła miejscowy warsztat kamieniarski. Jest też tablica informacyjna. Pierwsze wzmianki o wsi Berehy, po której obecnie nie ma prawie śladu, pochodzą z 1580 roku. Zamieszkiwali ją głównie Bojkowie, których wysiedlono w 1946 roku do ZSRR.

Do Wetliny zabrał nas kierowca, który postanowił podreperować swój budżet i zgarnął turystów z parkingu. Ten to ma łeb do interesów!  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *