Z Wołosania po mamonę

Rzecz o tym, jak prawdziwe jest powiedzenie: przestań szukać, a znajdziesz. Czyli, jak dwa mamonie zgubiły, a potem znalazły mamonę.

Dla tych, którzy kochają samotność na szlaku będzie to strzał w dziesiątkę. Na trasie na Wołosań spotkaliśmy tylko parę z psem w drodze powrotnej. Wycieczka na ten szczyt może być również ucieczką przed słońcem i skwarem. Ścieżka cały czas biegnie przez las, gwarantujący przyjemny cień. W przypadku niepogody, też będzie dobrze. Nie ma co żałować, że chmury przysłaniają widoki, bo szerokich widoków i tak nie ma. To znaczy są, ale za drzewami.

Wołosań, jako najwyższy w Wysokim Dziale w Bieszczadach, zaliczany jest do Diademu Polskich Gór. Rzadko kto się tu zapuszcza. Nie ma tylu chętnych, co na Tarnicę czy połoniny. Cisza, spokój i tylko śpiew ptaków.  

Z Wetliny dojeżdżamy do Cisnej trasą 897. Na rondzie trzeba kierować się na Jabłonki, Baligród. Mijamy budynek, w którym mieście się OSP, informacja turystyczna oraz biblioteka, potem Urząd Gminy, kościół i ośrodek szkoleniowy „Wołosań” Nadleśnictwa Cisna. Auto zostawiamy na niewielkim parkingu tuż pod lasem.

Po kilku minutach docieramy do schroniska Pod Honem. Miejscówkę tę polecamy serdecznie. Miła atmosfera, duży wybór chmielowego specjału w butelkach, osoby chętne do rozmowy, pomocy, porad i wskazówek. Nie trzeba stać w kolejkach, a na drewnianym tarasie można oddawać się przyjemnościom: jedzeniu i podziwianiu widoków.

Po krótkiej przerwie ruszamy na Hon! Według szlakowskazu przed nami 3 godziny i 10 minut marszu. Jak wynika z mapy, na Honie zlokalizowany jest wyciąg narciarski z trasą zjazdową. Bywalcy gór wiedzą, co to oznacza. Będzie stromo! Nie ma, jak to dać sobie wycisk na początku, bo potem nic człowiekowi niestraszne.

Gramolimy się stromym podejściem wzdłuż wyciągu. Narciarskie ustrojstwo zostaje po lewej stronie, a my kierujemy się w prawo przez las. Hon mierzący 820 metrów poznajemy po stercie kamieni i prowizorycznym napisie na drzewie.

Czerwono znakowana trasa przez cały czas wiedzie przez las, łagodnie wznosząc się i opadając. Nie ma żadnych trudności. Po drodze zdobywa się kolejno: Osinę (tylko ona ma tabliczkę z nazwą i wysokością – 963 m n.p.m.), Berest (942) oraz Sasów (1010), drugi pod względem wysokości w Wysokim Dziale. Za tym wierzchołkiem las nieco rzednie i można z dwóch niewielkich polan podszczytowych zobaczyć małe co nieco.

Tuż przed Wołosaniem nasz szlak łączy się z zielonym, wiodącym z miejscowości Żubracze. Już tylko 10 minut dzieli nas od celu. Wołosań mierzy 1071 metrów n.p.m. Na szczycie znajdziemy oznaczenia i jubileuszową ławeczkę z hasłem: 50 ławek na 50 lat SKPB Rzeszów. Niedługo Piotrek będzie musiał zacząć fundować miejsca do siedzenia 😉

Pasmo Wysokiego Działu to znakomite miejsce dla osób ceniących spokój i naturę, niekoniecznie zainteresowanych rozległymi widokami. Nawet w środku sezonu są tu pustki. My spotkaliśmy dwie osoby (bez łódki), nie licząc psa.     

Ze szlakowskazu na Wołosaniu wynika, że przed nami 2 godziny i kwadrans schodzenia. Jednak tempo tego dnia mieliśmy doskonałe, bo po drodze Piotrek zorientował się, że nie ma w kieszeni gotówki. Wypadła! Przez całą drogę powrotną wzrok miał utkwiony w podłożu, czy nie znajdzie banknotów polskich. Szansa była spora, skoro nikt tędy nie chodzi. Ale nic z tego. Może mamonę pożarł jakiś borsuk? Pieniędzy nie znalazł także nikt w Bacówce pod Honem. Trzeba więc było machnąć ręką na zgubę. Gdy Piotrek już przestał szukać, wsiadam do auta, otwieram schowek, a tam kasa! Magia!

Bacówka pod Honem-Wołosań – 2 h 30 min.,

Wołosań-Bacówka pod Honem – 1 h 45 min.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *