Cenna lekcja o tym, jak mało jeszcze wiem, a pozory często mylą. Okazuje się, że Niski nie znaczy łatwy. Góra zupełnie niepozorna, nie za wysoka (cóż to jest 977 metrów!), wyglądająca na niewinny i niegroźny pagórek… a tu kompletne zaskoczenie. Lackowa, najwyższy szczyt Besku Niskiego dała popalić. Nie bez powodu zachodnie podejście nazywane jest Ścianą Płaczu.
Ruszamy z miejscowości Izby. Auto zostawiamy na końcu asfaltowej drogi przy stadninie koni. Początkowo idziemy szeroką utwardzoną drogą pośród łąk, pastwisk, później przez las, aż po około dwóch kilometrach docieramy do czerwonego szlaku wiodącego na Lackową. Miejsce to łatwo przeoczyć, ponieważ oznaczenie chowa się wśród drzew. Czujność wysoce pożądana.
Skręcamy w lewo na wschód. Nasz czerwony szlak wiedzie wzdłuż granicy. Początkowo łagodnie wąska ścieżka wije się wśród drzew, jednak im dalej w las – tym gorzej. Nasza trasa zaczyna ostro piąć się pod górę. Na dwóch odcinkach jest naprawdę stromo – w użyciu są cztery kończyny, a i trzymaniem się wystających korzeni nie pogardzamy. Dopiero później dowiedziałam się, że ten odcinek zachodniego wejścia na Lackową zyskał miano Ściany Płaczu. Dobrze, że trasa wiedzie przez zacieniony las, bo w przeciwnym razie trzydziestostopniowy upał byłby nie do wytrzymania.
Wierzchołek Lackowej porastają drzewa, więc pięknych panoram na szczycie się nie ustrzeli. Od czasu do czasu zdarzają się one po drodze, w prześwitach między drzewami. Za to miłośnicy ciszy i spokoju będą się tutaj czuć doskonale. Tereny wciąż dzikie i nieodkryte, a turystów mało.
Wracamy tą samą trasą. Całość wyprawy zajęła nam cztery godziny. Szczęśliwi podwójnie, bo do kompletu Korony Gór Polski zostały nam tylko dwa szczyty!