Wyniosła Piramida

Wielka pętla Wołowiec-Jarząbczy-Jakubina-Kończysty-Starorobociańki. Jedna z najdłuższych wypraw – trwająca od świtu do zmierzchu, czyli tak, jak w filmie… tylko że w odwrotnej kolejności. Spełnione marzenie, ogromny wysiłek, walka z powalającym wiatrem i jednocześnie wielki powód do dumy – kolekcja tatrzańskich szczytów stała się kompletna!

Wyruszyliśmy krótko po 7.00, zostawiając auto na płatnym parkingu na Siwej Polanie. Pieszo pokonaliśmy blisko 9 kilometrów Doliny Chochołowskiej. Innego wyjścia nie było – o tak wczesnej porze nie jeździ jeszcze kolejka turystyczna, czyli traktorek z wagonikami, nie działa również wypożyczalnia rowerów. Śniadanie zjedliśmy w schronisku (istna rozpusta) i wio! w dalszą drogę.

W Dolinie Chochołowskiej

Trzeba dostarczyć paliwa
Wymarsz ze schroniska

Pierwszy etap podróży to wejście na Wołowiec od strony Wyżniej Doliny Chochołowskiej. Zielony szlak wiedzie wzdłuż potoku. Na początku teren jest niemalże płaski, ale z czasem ścieżka zaczyna piąć się w górę. Ponad Wyżnią Polaną Chochołowską, gdy opuszcza się las, szlak decyduje się nabrać ostrości. Końcowy fragment wiedzie odkrytym trawiastym zboczem. Stromymi zakosami dochodzimy do przełęczy rozdzielającej Rakoń i Wołowiec. Do podziwiania –  Dolina Rohacka z Rohackimi Stawami.

Zaczynamy podejście
Dziura w chmurach
Na przełęcz pod Wołowcem
Spojrzenie wstecz na Dolinę Chochołowską
Widok na Rakoń
Na przełęczy dmie
Wieje i wyje
Dujawica
Na Wołowiec start
Z widokiem na Wołowiec
Cuda nad cudami

Tego dnia nie mieliśmy szczęścia do pogody – towarzyszyły nam chmury i wiało straszliwie, szczególnie na odkrytych terenach i przełęczach.  W porywach wiatr osiągał prędkość 90 kilometrów na godzinę. Trzeba było uważać, by nie odlecieć, mimo znacznego obciążenia na plecach. Kilka razy zdarzyło się, że podmuch sprowadzał do parteru.

Z przełęczy na Wołowiec (2064 m) wiedzie krótkie, ale dość ostre podejście. A na szczycie czeka nagroda – przepiękne widoki zarówno na polską, jak i słowacką część Tatr. Szczególnie okazale prezentuje się grań z Rohaczami – najtrudniejszym szlakiem w Tatrach Zachodnich (odpowiednik Orlej Perci). Nasze możliwości podziwiania ograniczały galopujące po niebie chmury. Niestety, nie można mieć wszystkiego.

Na Rohacze
Wołowiec zdobyty!
Widokówka
Jamnicki Staw

 

Zejście z Wołowca
Spojrzenie na Wołowiec
Podejście na Jarząbczy (łubudubu)
Wszystko płynie (chmury też)
Tło też się liczy
Jarząbczy zdobyty!

 

Kolejnym szczytem do zdobycia był Jarząbczy Wierch (2137 m), którego nazwa pochodzi od góralskiego nazwiska Jarząbek (łubudubu, łubudubu niech żyje nam prezes naszego klubu). Z Jarząbczego tylko kwadrans dzieli nas od Jakubiny, dlatego grzechem byłoby nie skorzystać z takiego zaproszenia. Jakubina (2194 m), czyli Raczkowa Czuba to najwyższy szczyt w masywie Otargańców i drugi pod względem wysokości szczyt Tatr Zachodnich. Miejscem charakterystycznym jest niewielkie otoczone kamieniami wgłębienie, w którym można posiedzieć, odpocząć i zapomnieć na chwilę o wietrze. Niestety, akurat było zamieszkane przez innego turystę. Wróciliśmy tą samą drogą. Nad nami niebo jak rozlane mleko.

Jakubina (2194 m)

Z Jarząbczego Wierchu schodzimy po skałkach do kolejnej przełęczy. Na całym szlaku trzeba uważać na kruche podłoże, jednak na tym odcinku umykające spod buciorów kamyki stają się szczególnie złośliwe. Łatwo wówczas o upadek.  Szlak ponownie pnie się ku górze i po kilkunastu minutach zdobywamy szczyt Kończystego Wierchu (2002 m). Tam chyba pod wpływem sugestii Kończystego (co z tą nazwą?) siły się kończą. Kusi nas możliwość skrócenia wędrówki i wybranie zejścia na Trzydniowiański. Duch walki jednak zwycięża! Ostatni z tatrzańskich szczytów (Starorobociański) jest przecież tak blisko! Druga okazja może się już nie zdarzyć!

 

Na Kończystym utracona kończyna
Kończysty (2002 m)

Przejście z Kończystego na Starorobociańki Wierch zajęło nam 45 minut. Ostatnie 200 metrów do szczytu jest męczące – dość stromo. Góra widziana z tej strony przypomina egipską piramidę. Na wierzchołku chwila niepewności, czy to na pewno tu? Nie ma żadnych oznaczeń, a jedynym śladem ludzkiej obecności jest słupek graniczny. Udało się! Starorobociański Wierch był ostatnim szczytem do zdobycia po polskiej stronie Tatr.

Ostatni punkt programu, czyli podejście na Starorobociański
Sukces nad sukcesami!

Starorobociański Wierch (2176 m) to najwyższy szczyt polskich tatr Zachodnich, wpisany na listę Diademu Polskich Gór. Jego nazwa – stara robota – oznacza nieczynne wyrobisko.

Schodzimy na Siwy Zwornik, Siwą Przełęcz, a potem Doliną Starorobociańską. Idziemy na oparach, noga za nogą. Do auta docieramy o 20.30, przyświecając sobie latarkami.

Trasa nie jest trudna, ale bardzo wyczerpująca i wymaga naprawdę żelaznej kondycji. Zajmuje około 11-12 godzin, a do pokonania jest ponad 30 kilometrów.

Ściąga z atestem

Siwa Polana-Polana Chochołowska – 1 h 30 min.,

Polana Chochołowska-przełęcz pod Wołowcem – 2 h 10 min.,

przełęcz-Wołowiec – 20 min.,

Wołowiec-Jarząbczy – 2 h,

Jarząbczy-Jakubina-Jarząbczy – 30 min.,

Jarząbczy-Kończysty – 30 min.,

Kończysty- Starorobociański – 40 min.,

Starorobociański-Siwy Zwornik – 25 min.,

Siwy Zwornik-Siwa Przełęcz – 15 min.

Siwa Przełęcz- Dolina Starorobociańska – 2 h,

Leśniczówka Chochołowska-Siwa Polana – 1 h 15 min.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *