Bieg przez Wilno

O poganiaczu powolnych turystów, Mateuszu, co działek nie szukał i deszczowym mieście, w którym od razu wiadomo, skąd wywodzi się nazwa Litwa.

To nie był zbyt mądry pomysł, by z wycieczką zorganizowaną zwiedzać Wilno w duecie z Trokami. Po wizycie u Karaimów i w zamku nad jeziorem Galwe, na stolicę Litwy zostało nam zaledwie pół dnia. Siłą rzeczy nasza wyprawa została ograniczona niemalże do Starówki i to w wersji doszczętnie szczątkowej. To nie był turystyczny spacer, nawet nie bieg, lecz istny turystyczny galop. Zrealizowaliśmy skrócony plan tradycyjnej wycieczki w poszukiwaniu polskich śladów w Wilnie.

Na dobre popołudnie odwiedziliśmy Cmentarz na Rossie, na którym – jak się okazało – gościł również ciągle żywy Mateusz Morawiecki. Czyżby szukał nowych działek dla żony? Otóż nie.  Nasza wycieczka zbiegła się z majówką, świętem flagi i wizytą polskiej delegacji w Wilnie.

Liczący 250 lat Cmentarz na Rossie to jedna z czterech polskich nekropolii narodowych (obok Powązek w Warszawie, Łyczakowskiego we Lwowie i Rakowickiego w Krakowie). Malowniczo położony na kilku pagórkach, pośród starych drzew z pomnikami pokrytymi mchem, pochylonymi krzyżami, niewytyczonymi ścieżkami ma swój niepowtarzalny urok.    

Z opowieści snutych przez przewodnika zapamiętałam, że w sumie nie wiadomo skąd się wzięła nazwa cmentarza. Być może od nazwiska dawnych właścicieli gruntu Rosickich. Mnie podoba się koncepcja o pogańskich początkach i święcie Rosy, odpowiednika Kupały.   

Wszyscy oczywiście odwiedzają grób matki Piłsudskiego, gdzie spoczęło serce syna. Na płycie nagrobnej umieszczone są cytaty z „Wacława” i „Beniowskiego” Juliusza Słowackiego. Obok znajdują się groby 242 żołnierzy poległych w walce o Wilno w latach 1919-20 oraz uczestników akcji Ostra Brama z 1944 – skromne kamienne nagrobki ustawione w szeregu. W tempie mało cmentarnym, bo ekspresowym zahaczyliśmy o miejsca z przewodników: słynne Anioły oraz kaplicę, która jest miejscem spoczynku powstańców styczniowych, w tym przywódców: Zygmunta Sierakowskiego i Konstantego Kalinowskiego.

Kościół św. Piotra i Pawła na Antokolu to kolejny przystanek w naszym biegu.

Choć nie przepadam za barokiem, tym razem byłam naprawdę pod wrażeniem! Kościół na Antokolu uznawany jest za arcydzieło stylu barokowego. I słusznie! Ufundowany został przez hetmana Michała Kazimierza Paca, w podzięce za wyzwolenie Wilna i uratowanie życia. Hetman i wojewoda w jednym postanowił wybudować świątynią inną niż wszystkie.

Kościół św. Piotra i Pawła to najcenniejszy zabytek wileńskiego baroku. Mało tego, uznawany jest za jeden z najpiękniejszych kościołów na świecie wybudowanych w tym stylu. Kościół zachwyca białym wnętrzem (biel jest wszechobecna) i nieprawdopodobnym bogactwem sztukaterii. Twórcami byli Włosi: Pietro Peretti oraz Giovanni Maria Galli.   

Bogate misterne zdobienia, kunsztowne detale, sceny z Biblii, nawiązania do mitologii, postaci świętych. W kruchcie natknęłam się na starą znajomą – personifikację śmierci, którą zapamiętałam z okładki „Silva Rerum”, pióra Kristiny Sabaliauskaite. Wszyscy zwiedzający chętnie obfotografowują kryształowy żyrandol w kształcie łodzi i bęben przywieziony spod Chocimia.

Truchcikiem wybiegamy z kościoła przez próg, pod którym, zgodnie z ostatnią wolą, został pochowany fundator Michał Pac. Informuje o tym tablica z wykutym napisem: „Hic iacet pecator”, czyli „Tu leży grzesznik”, a łacina jest cudownie prosta.     

Każda polska wycieczka zatrzymuje się przed Ostrą Bramą. Wybudowano ją na początku XVI wieku. Niegdyś była jedną z bram wjazdowych do miasta i wchodziła w skład murów obronnych. Jakieś skojarzenia z Mickiewiczem? Bardzo słusznie. Właśnie tutaj w kaplicy znajduje się obraz Matki Boskiej Miłosierdzia.

Ikonę można podziwiać z ulicy przez okno, które w dzień jest zawsze otwarte lub można też wejść do kaplicy. Refleksji się teraz oddam. Jak to się stało, że większość osób, które były w Wilnie może pochwalić się zdjęciami obrazu, skoro fotografować nie wolno? Nas upominano kategorycznie i wielokrotnie: „No photo!”

Obraz uważany jest za cudowny, o czym świadczą liczne wota. To cel licznych pielgrzymek. Madonna przedstawiona jest na nim nietypowo, bo bez Dzieciątka. Wizerunek przykryty jest srebrną złoconą sukienką. Charakterystyczna ozdoba to duży odwrócony sierp srebrnego półksiężyca.

Ostra Brama to wrota do wileńskiej Starówki, gdzie kontynuujemy nasz bieg. Właśnie zaczyna padać.  

Starówka w Wilnie to prawdziwa perełka. Jedna z największych zachowanych starówek w Środkowej Europie, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Brukowane wąskie i kręte uliczki, piękne kościoły, bogate rezydencje i pałace, mieszanka baroku, klasycyzmu i gotyku (tego stylu jest akurat najmniej).

Mijamy Bramę Bazyliańską, zaprojektowaną przez Jana Krzysztofa Glaubitza, jednego z najbardziej znanych architektów wileńskich. W zabudowaniach klasztoru mieściło się więzienie, w którym przetrzymywano oczekujących na proces filomatów, w tym Adama Mickiewicza. Właśnie tu działa się akcja III części „Dziadów”.

Na końcu ulicy Ostrobramskiej po lewej stronie znajduje się budynek Litewskiej Filharmonii Narodowej. Dawniej w tym miejscu mieścił się dom gościnny dla kupców przybywających z Nowogrodu, Pskowa i Moskwy. Obecne klasycystyczne kształty budynek uzyskał po przebudowie na początku XX wieku. Powstała trzypiętrowa sala miejska i luksusowy Grand Hotel. Przepiękna monumentalna fasada budzi zachwyt, a wieńcząca budynek kopuła przypomina Operę Garnier w Paryżu.

Mijamy najstarszy barkowy kościół Wilna pod wezwaniem patrona św. Kazimierza.  Oczywiście w biegu nie mamy co marzyć, by zobaczyć kopułę z koroną, o której wszyscy się rozpisują.

Zatrzymujemy się na chwilę przy Pałacu Prezydencki. Gościł tutaj między innymi Napoleon. Kilka minut bawimy przy Uniwersytecie Wileńskim. Uczelnia została założona przez króla Stefana Batorego, a jej pierwszymi rektorami byli jezuici: Piotr Skarga (szkolne kazania) i Jakub Wujek (autor przekładu Biblii na język polski, urodzony w niedalekim od Konina Wągrowcu). Studentami byli wieszcze: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki i Taras Szewczenko, bracia Śniadeccy, Józef Ignacy Kraszewski, a teraz córka przewodnika.   

Do uniwersytetu przylega kościół św. Janów, pełniący funkcję świątyni akademickiej.

Nazwa Litwa, jak opowiadał pilot wycieczki, pochodzi od słowa „lietus” (deszcz), więc obowiązkowo zaczyna lać na całego. Można się tylko pocieszyć, że w Wilnie to norma. Tylko dlaczego akurat w czasie wolnym? Chronimy się w Katedrze św. Stanisława i św. Władysława.

Biała klasycystyczna fasada katedry jest symbolem miasta, choć bryła bardziej kojarzy się greckimi budowlami. Na szczycie frontowym umieszczone są posągi autorstwa Michała Szulca: Św. Stanisława, św. Heleny i św. Kazimierza. Dzieje katedry są dość burzliwe. Powstała w miejscu pogańskiej świątyni, była kościołem, scenerią tajemnego ślubu Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny (co za szkoda!), mauzoleum, stajnią (podczas wojny z Rosją w XVII wieku), magazynem i galerią obrazów (za czasów ZSRR).

W środku katedry znajduje się 11 bocznych kaplic. Najokazalsza jest Kaplica św. Kazimierza, patrona Litwy, usytuowana po lewej stronie od ołtarza. Włoscy architekci wyłożyli ja białym, czarnym i różowym marmurem. Wzorowana jest na Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. W ołtarzu znajdują się relikwie św. Kazimierza oraz obraz patrona. Święty ma na nim trzy dłonie.

W krypcie pod kaplicą znajdują się groby Aleksandra Jagiellończyka, dwóch żon Zygmunta Augusta i serce Władysława IV Wazy.

Obok katedry stoi dzwonnica. To dawna przebudowana baszta, będąca elementem murów obronnych Wilna. Przypominała mi trochę samotny pionek postawiony na wielkiej szachownicy. Na Placu Katedralnym znajduje się również pomnik Wielkiego Księcia Giedymina. To miejsce naszej zbiórki i pożegnanie ze stolicą Litwy. Rzeźba z brązu zwrócona jest twarzą w stronę dzwonnicy. Książę stoi obok konia. W lewej ręce trzyma miecz, a prawą błogosławi miasto i stojących pod pomnikiem turystów.