Rzecz o tym, że wszystko się zmienia. Panta rei. Wszystko płynie. Nawet Sucha Woda, której nie widać.
Nadzwyczajnie piękna wyprawa ze względu na wspaniałe panoramy. Jak na dłoni mamy pół setki tatrzańskich szczytów po słowackiej stronie. I wcale nie trzeba wybierać się daleko. Wystarczy rozłożyć się na Rusinowej Polanie lub wdrapać na Gęsią Szyję. Atrakcje tych miejsc chce poznać wielu i dlatego nie było już takiego szlakowego luzu, jak piętnaście lat temu. Turystów sporo, jednak do frekwencji z Morskiego Oka jeszcze daleko. I niech tak zostanie 😉
Powtórka naszej trasy sprzed blisko piętnastu lat. Zmieniło się wiele: jakość szlaku, frekwencja na nim, uprzejmość kierowcy busa, a nawet pogoda! Tym razem mieliśmy szczęście: słońce i bezchmurne niebo. Nasze cele to najpierw: Dolina Filipka, Sanktuarium Maryjne na Wiktorówkach oraz Rusionowa Polana. Nazwy te wywodzą się od nazwisk i imion dawnych właścicieli tych rejonów.
Do przystanku Zazadnia/Wiktorówki dojeżdżamy busem z Zakopanego. Jest małe zamieszanie z powodu remontu parkingu, akcja wysiadania musi być przyspieszona.
Szlakowskaz u wejścia informuje nas, że na Gęsią Szyje czeka nas 2 godziny i 10 minut marszu, a do sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej o godzinę krócej. Kroczymy szeroką trasą (widać, że po remoncie). Jak donosi tablica informacyjna, Dolina Filipka to cichy i rzadko odwiedzany przez turystów rejon. Nazwa Dolina Filipka jednak funkcjonuje! Przed laty, gdy byłam debiutantką w Tatrach kierowca upomniał mnie, żebym nie mówiła o jakieś Dolinie Filipka, bo takiej nie ma. Szczęśliwie znalazł się pasażer, który domyślił się o co mi chodzi i gdzie chcę dojechać.
Co do wiedzy i niewiedzy. Nareszcie odkryłam, co na mapie kryje się pod nazwą Brzanówka. To lasy świerkowe. Po zachodniej stronie las zwany jest z kolei Wiktorówkami. Każdy wyjazd to nowe informacje.
Dolina Filipka, którą do tej pory podążaliśmy skręca pod Filipczańską Skałkę i Gęsią Szyję, a my przerzucamy się na nieco bardziej stromą jej odnogę Dolinę Złotą. Po pół godzinie docieramy do sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej. Królowej Tatr. Jak wcześniej wyczytałam na tablicy, kaplica położona jest w górnej części Doliny Złotej, będącej odnogą Doliny Filipka, na małej polanie śródleśnej w miejscu zwanym Wiktorówki. Obok założony został jedyny w polskich Tatrach symboliczny cmentarz ludzi związanych z górami oraz tych, którzy w górach zginęli. To tablice zamieszczone na murze zabezpieczającym skarpę. Przy kaplicy mieści się turystyczna kuchnia, w której można napić się darmowej herbaty.
Nasz kolejny cel to Rusinowa Polana, ostatnie w całych Tatrach „zimowisko” dla owiec. Teraz jest to letnisko dla turystów. Osób jest całkiem sporo, ale nic dziwnego, skoro polana oferuje takie widoki. Jak na dłoni mamy szczyty od Hawrania, przez Szalony Wierch, Jagnięcy Szczyt (dzień wcześniej tam byliśmy!), Kołowy Szczyt, Łomnicę, Lodowy Szczyt, Gerlach, Rysy po Mięguszowieckie Szczyty. Są stoły i ławy, jednak większość rozłożyła się na trawie i delektuje się oscypkami. I my próbujemy. Ze wszystkich zjedzonych w sezonie 2023 te są najmniej smaczne.
Zmieniamy kolor szlaku na zielony i obieramy kierunek na Gęsią Szyję. Piętnaście lat temu na trasie spotkaliśmy osiem osób, teraz idzie całkiem spory tłumek. Maszerujemy cały czas pod górę częściowo po drewnianych stopniach. Z tej perspektywy widać, ile osób oblega Rusinową Polanę.
Po ponad 30 minutach docieramy na szczyt. Z Gęsiej Szyi (1489 m n.p.m.) roztacza się jedna z najsłynniejszych panoram, obejmująca 50 szczytów Tatr Bielskich i Wysokich. Wielkim popularyzatorem tych widoków był Tytus Chałubiński.
Niemal wszyscy ze zdobywców Gęsiej Szyi zawracają w kierunku Rusinowej Polany, więc na szlaku robi się zdecydowanie luźniej. Kierujemy się na Waksmundzką Rówień, a potem Waksmundzka Polanę u stóp Koszystej. Teraz aż do końca wyprawy towarzyszyć nam będzie czerwony kolor. Idziemy szeroka wygodna drogą do Psiej Trawki i miejsca gdzie nasza trasa przecina się z drogą dojazdową do schroniska Murowaniec. Mijamy po drodze mostki, jednak żadnych potoków. Wszędzie susza, nie tylko w Dolinie Suchej Wody. Przerzucamy się na węższą ścieżkę. Idziemy przez zniszczone lasy świerkowe. Nie poznaję okolic sprzed lat. Po wysokich drzewach nie pozostał ślad. Jest za to widok na Gubałówkę i Giewont. Na rozległym wyłomisku widać również kasę biletową TPN, która dawniej ukryta była między świerkami. Pojawiły się też ławki i stół.
Schodzimy w kierunku Toporowej Cyrhli. To najwyżej położna dzielnica Zakopanego leżąca na wysokości około 1000 metrów n.p.m. Jej nazwa pochodzi od nazwiska Topór oraz słowa czyrchlić lub czerchlić (karczowanie lub obijanie drzewa z kory tak, aby uschło w ten sposób uzyskiwano polany). Prowadzi tędy pierwszy szlak turystyczny w Tatrach. Już ok. 1877 roku jego przebieg na odcinku Jaszczurówka-Cyrhla-Psia Trawka-Roztoka oznakowany został białą farbą. Wiem to dzięki lekturze tablicy.
Mijamy pierwsze zabudowania Toporowej Cyrhli. Znów można kupić oscypki. Ostatnim wyczynem tego dnia będzie złapanie busa wiozącego turystów znad Morskiego Oka do Zakopanego. Czas oczekiwania uatrakcyjnia protest mieszkanki przeciwko niedoróbkom remontowanej właśnie ulicy. Pół godziny i bus się zatrzymuje! Wracamy.
Zazadnia-Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej – 50 min.,
kaplica-Rusinowa Polana – 15 min.,
Rusinowa Polana-Gęsia Szyja – 35 min.,
Gęsia Szyja-Waksmundzka Rówień – 15 min.,
Waksmundzka Rówień-Psia Trawka – 40 min.,
Psia Trawka-Toporowa Cyrhla – 50 min.