Zachwyty na Jagnięcym Szczycie

Wyprawa, podczas której nie brakuje emocji i pięknych widoków. Znajdzie się i szczypta adrenaliny, bo trasa wiodąca na Jagnięcy Szczyt ma charakter wysokogórski. Naczytałam się za dużo, więc towarzyszyła mi mała trema w czasie wycieczki, jednak spokojnie dałam radę i kondycyjnie, i technicznie. Wybraliśmy najkrótszy z wariantów przez Kieżmarską Dolinę Białej Wody. Już wieki temu wiedzieli, co dobre – tradycje tej trasy sięgają 400 lat wstecz!    

Startujemy z parkingu Biała Woda (Biela Voda). Jednak najpierw musimy tam dojechać z Zakopanego, więc pobudka, gdy ciemności kryją ziemię. Podróż samochodem na Słowację zajęła nam 50 minut. W bramkach startowych ustawiamy się już przed szóstą. Jeszcze wcześniej zjawili się panowie pobierający opłaty. Na parkingu jest też kilka aut. Okazuje się więc, że nie brakuje innych turystów, którzy spać nie mogą.

Idziemy żółtym szlakiem wiodącym przez Kieżmarską Dolinę Białej Wody. Zaraz za wejściem mijamy Zbójnicką Polaną, na której, jak wyczytałam w przewodniku, przed laty ujęto herszta bandy rabusiów.

Początkowo podążamy szeroką żwirową drogą przez las. Przed nami blisko 8-kilometrowy „kawałek”, w sam raz na rozgrzewkę, bo poranek chłodny. Na tym odcinku do pokonania mamy 500 metrów przewyższenia, więc trochę w górę będzie, lecz bez przesady i bez zadyszki. Po 30 minutach do naszej trasy dołącza na moment szlak niebieski z Matlarów, którym zawędrować można aż do Jaworzyny Spiskiej (Tatranská Javorina). Dużym zaskoczeniem jest brak ludzi, spodziewałam się większej frekwencji 😉    

Punktem orientacyjnym jest drewniana studzienka, czyli Zimna studnia (Šalviovy pramen). To znak, że znajdujemy się na Polanie Rzeżuchowej. Po prawej stronie stoi tajemnicza drewniana budka zamknięta na kłódkę (okazuje się, że to garaż), a nieco dalej wiata. Już za chwilę żegnamy się z niebieskim szlakiem, który odłącza do Doliny Białych Stawów i Przełęcz pod Kopą. A my w lewo przez most nad Białą Wodą Kieżmarską.

Po 10 minutach stajemy na kolejnym rozdrożu. Docieramy na Kowalczykową Polanę, skąd zielony szlak prowadzi do Łomnickiego Stawu. My trzymamy się żółtej farby. Idziemy po kamlotach wysypanych po prostu na drogę. Pocieszam się myślą, że nie jestem facetem na rowerze. Miałabym obtłuczone skorupki i kto wie, co jeszcze. Nasza ścieżka układa się w liczne zakręty.

Idziemy Zieloną Doliną Kieżmarską. Powoli las się przerzedza i zaczyna ustępować kosodrzewinie. Ma to przełożenie na coraz lepsze widoki na góry i na przyszłość. Ścieżka staje się wygodna i dość łagodna. Jesteśmy już blisko schroniska.

Docieramy nad Zielony Staw Kieżmarski. Jest przepięknie. Nad stawem góruje majestatyczna Jastrzębia Turnia, niczym wyrzeźbiona baszta. Szczególnie imponująco prezentuje się 900 metrowa ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu. Jesteśmy tacy maleńcy wobec majestatu gór. Zadzierając głowę miałam wrażenie, że patrzę na olbrzymi mur odgradzający nas od reszty świata. Krótki odpoczynek przed schroniskiem i w drogę!    

Nasz szlak (nadal towarzyszy nam żółty kolor) prowadzi w kierunku Doliny Jagnięcej. Od razu zaczyna się ostre podejście. Stroma kamienna ścieżka pnie się zakosami i doprowadza nas na próg skalny. Mijamy Czerwony Staw Kieżmarski, którego nazwa pochodzi od zalegających na dnie rudych kamieni. Trawersujemy zbocze Jastrzębiej Turni. Z podejścia doskonale widać urwiska Kieżmarskich Szczytów i Łomnicę.  

Wreszcie docieramy do osławionej siedmiometrowej skały ubezpieczonej łańcuchem. Chwila moment i część z żelastwem mamy za sobą. Jest sucho, więc nie mamy żadnych problemów, a Piotrek nawet nie musi dotykać łańcucha. Teraz wspinamy się skalistym żlebem i docieramy do Kołowej Przełęczy. Przechodzimy na drugą stronę grani. Warto się rozejrzeć i zapamiętać to miejsce, żeby nie przeoczyć w drodze powrotnej. Tym bardziej, że na pozaszlakowe manowce wiedzie całkiem wyraźna ścieżynka.

Kierujemy się w prawo. Teraz czeka nas najbardziej emocjonująca część wyprawy – trochę wspinaczki. Idziemy raz w górę, raz w dół – musimy pokonać sporo ścianek i ostróg skalnych w dość dużej ekspozycji. Jest piękna pogoda i sucho, więc nie ma problemów z przyczepnością. Oznaczenie też jest dobrze widoczne.

Po 35 minutach od przełęczy docieramy na rozległy wierzchołek Jagnięcego Szczytu (2230 m n.p.m.) Panorama jest imponująca! Roztacza się rozległy i zapierający dech widok. Z jednej strony mamy zgrupowanie 2,5-tysięczników na czele z Łomnicą (łatwo poznać po stacji kolejki), prezentujące się iście „alpejsko”, a z drugiej – łagodniejsze Tatry Bielskie. Pod nami dwie doliny: Kieżmarska i Jaworowa. Podobnie jak na całym szlaku, również na szczycie nie ma tłoku.

Wracamy tą samą trasą. Tak jak wcześniej pisałam, trzeba uważać, by nie przeoczyć szczerbiny, przez którą szlak wraca z grani w Dolinę Jagnięcą. Na skale jest oznaczenie.

Schodzi się całkiem przyjemnie (choć moje kolana nie przepadają za tą częścią wycieczek). Jedynie ostatni stromy odcinek – zejście wśród kosodrzewiny do schroniska dał się bardziej we znaki. Szczęście jednak uskrzydla, więc i z tym daję radę.

parking Biała Woda-Zimna Studnia – 1 h.,

Zimna Woda-Schronisko nad Zielonym Stawem – 1 h 30 min.,

Schronisko nad Zielonym Stawem-Kołowa Przełęcz – 2 h,

Kołowa Przełęcz-Jagnięcy Szczyt – 35 min.,

Jagnięcy Szczyt-Kołowa Przełęcz – 30 min.,

Kołowa Przełęcz-Schronisko nad Zielonym Stawem – 1 h 40 min.,

Schronisko nad Zielonym Stawem-parking Biała Woda – 2 h 20 min.