Browar w bęben i do góry!

Rzecz o Sądeckiej królowej niepogody. O tym, że nadmiar wiedzy szkodzi.  O tym, że nawet w krzakach można znaleźć obiad, a paliwa nie zastąpisz piwem.

Radziejowa (1266 m n.p.m.) najwyższa w Beskidzie Sądeckim! Odkąd Korona Gór Polski zyskała na popularności szczyt ten, z racji swojej wysokości oczywiście wpisany na tę listę, jest częstym celem wycieczek. Piękne widoki, Tatry jak na dłoni i wybudowana na nowo wieża widokowa to kolejne argumenty, by wybrać się na Radziejową. Trasa nie jest męcząca (poza końcowym odcinkiem) i na całej długości bez trudności technicznych.   

Bawiąc w Piwnicznej, kolejny raz w życiu zdobywamy Radziejową. Na szczyt ponownie ruszamy szlakiem z Obidzy. Nie jest to jednak tak oczywiste i proste jak ostatnio. Okazuje się bowiem, że przed przysiółkiem pojawiły się znaki z zakazem wjazdu (z wyłączeniem mieszkańców). Wydłuża to marsz o dobre pół godziny. My tych znaków nie zauważyliśmy (dowiedzieliśmy się przypadkowo dzień później), przez co byliśmy zdrowsi, szczęśliwsi i spokojniejsi w swojej niewiedzy. W przeciwnym razie za każdym krzakiem widziałabym wyimaginowanych strażników czających się z paralizatorami.

Zgodnie z naszą tradycją auto zostawiliśmy przy Bacówce na Obidzy (płatność za parking 10 zł), planując obiadować tam w drodze powrotnej. Znaków zakazu nie zauważyli również turyści parkujący na Przełęczy Obidza. Nikt ich nie ścigał, blokad nie zakładał, mandatów nie wlepiał, ale do łamania przepisów oczywiście nie namawiamy.

Początkowo prowadzą nas niebieskie znaki. Jest odbicie na Jaworki (plan na przyszłość, aby z Obidzy dotrzeć na Wysoką w Pieninach). Przechodzimy przez polanę Litawcowa, z której wspaniale prezentują się Tatry. Widać, że tam leje.

Po 30 minutach marszu docieramy do sporego kamienia z krzyżem. To znak, że rozpoczyna się podejście na  Małego Rogacza po ruchomych kamlotach. Po kolejnych 30 minutach osiągamy pierwszy wyższy cel 1162 m n.p.m. To Mały Rogacz.

Na jego większego kolegę, czyli Wielkiego Rogacza już się nie wybieramy. Wytyczony szlak jedynie go trawersuje. Wprawdzie prowadzi na szczyt wydeptana przez turystów żądnych wysokości ścieżka, my trzymamy się czerwonej farby. Byliśmy na Wielkim Rogaczu kilka lat temu, więc nie zdążyliśmy jeszcze zatęsknić. Wierzchołek porastają drzewa, więc i widoków brak.

Ze szlaku nie zbaczamy, bo właśnie na nim widoki są przednie i skutecznie spowalniają nasz marsz. Po drodze obłowią się amatorzy jagód, malin i jeżyn. Zatrzęsienie darów lasu jest takie, że wystarczy na obiad dla wieloosobowej rodziny. Idą ciężkie czasy, więc trzeba sobie radzić.   

Mimo tylu pokus, w końcu docieramy na przełęcz Żłóbki, która oddziela stoki Radziejowej od Rogacza. Czeka nas ostatnie podejście, ale za to jakie! Końcowy krótki odcinek, a aż 156 metrów przewyższenia. Bardzo pomocne są w tym przypadku kije.

Radziejowa (1262 m n.p.m.), choć porośnięta lasem może całkiem sporo pomieścić na polane. Jest oczywiście nowa wieża widokowa, obelisk, tablica ze szlakami, kącik z drewnianymi ławami.  Tradycyjnie na szczycie zaczyna padać, na szczęście niezbyt intensywnie. W naszych wyprawach to właśnie Radziejowa powinna zyskać miano królowej niepogód. Moczy nas tam za każdym razem. 

Radziejowej dzięki wieży widokowej przybyły 22 metry wysokości. Wieża ma drewnianą konstrukcję i metalowe stopnie. Widać z niej Tatry (w naszym przypadku słabo widać, bo znów widać, że tam leje), Pieniny, Gorce i Beskidy od Żywieckiego przez Wyspowy po Sądecki. To nasz debiut na wieży. Podczas poprzedniego pobytu na Królowej Beskidu Sądeckiego starą wieżę rozebrano, a nowa była w powijakach.    

Pozostaje tylko wrócić tą samą drogą. Z góry na pazury, czyli powtórka z rozrywki.

Nagrodą jest obiad w Bacówce na Obidzy. Jak zwykle pyszny. Jeśli już o gastronomii mowa. Spotkaliśmy na szlaku zmęczonych mężczyzn. Gdy idzie się górę, często cytowana jest kwestia Osła ze „Shreka”. „Daleko jeszcze?” padło i tym razem. „Browar w bęben i do góry” – poradził Piotrek. Jednak rada w tym przypadku nie podziałała. Szybko zawrócili.