Sławkowski Szczyt. Niebo i piekło

Góra wymagająca żelaznej kondycji. Na Sławkowski Szczyt nie tak łatwo się wgramolić, a jeszcze trudniej zejść. Choć technicznych trudności nie ma żadnych, brakuje ścinających krew w żyłach ekspozycji, to trasa pod względem kondycyjnym jest naprawdę mordercza (z premedytacją i szczególnym okrucieństwem). Szlak przez cały czas mozolnie wiedzie pod górę, mało jest wypłaszczeń dla złapania oddechu. Jednak przepiękne widoki powodują, że człowiek zapomina o bólu, a poziom satysfakcji ze dobycia wierzchołka jest ogromny. Niebo i piekło zarazem.

Trasa tak niewinnie się prezentuje, a tak naprawdę nie ma końca…

Zdobycie Sławkowskiego Szczytu to prezent, który chciałam sobie sprawić z okazji 45. urodzin. Góra mierzy bowiem 2452 metry. Taka niewinna liczbowa dewiacja. Jeśli już o liczbach mowa. By wleźć na Sławkowski trzeba pokonać blisko 1500 różnicy wzniesień. To trzeci pod względem wysokości tatrzański szczyt, na który prowadzi oficjalny znakowany szlak turystyczny. Wyprzedzają go tylko Rysy i Krywań. Zaliczany jest również do Wielkiej Korony Tatr (tworzą ją… ośmiotysięczniki mierzone w stopach – górskich zboczeń ciąg dalszy).

Z Zakopanego ruszamy bladym świtem, musimy przecież dotrzeć do Starego Smokowca i pokonać trasę, która, jak wynika z rachunków, zajmie nam w optymistycznym wariancie 8 godzin bez odpoczynków.

Samochód zostawiamy na płatnym parkingu przy Grand-Hotelu w Starym Smokowcu. Szlak rozpoczyna się nieopodal, tuż przy dolnej stacji kolejki na Hrebienok. Kolor znakowania niebieski jak niebo nad naszymi głowami. Zapowiada się pyszna pogoda. Nie widać ani jednej chmurki, a nie tak dawno lało w Tatrach i lało. Ma się te umiejętności zaklinania pogody. Bałam się, że na trasie będzie tłoczno (szlak na Sławkowski Szczyt jest podobno u Słowaków tak popularny jak nasz na Giewont), jednak i pod tym względem było komfortowo. Turystów nie za wielu.

Parkujemy przed Grand-Hotelem w Starym Smokowcu
Początek szlaku

Naszym pierwszym celem jest Maksymilianka – punkt widokowy z Łomnicą w roli głównej. Ścieżka wiedzie przez las (niezbyt gęsty, bo sporo drzew połamanych przez wiatr i pokonanych przez szkodniki) na początku łagodnie, później nachylenie wzrasta. Wzdłuż trasy ustawione są tablice informacyjne, poświęcone Johannowi Rainerovi, dzierżawcy Smokowca, działaczowi turystycznemu. Niecałą godzinę zajęło nam dotarcie do Rozdroża pod Sławkowskim Szczytem (Razcastie pod Slavkovskym stitom), czyli przecięcia z czerwonym szlakiem wiodącym na Siodełko (Hrebienok). Niby pod Sławkowskim Szczytem, a dopiero 1356 metrów! Droga daleka przed nami!

Rainerov naucny chodnik
Zaczynają się widoki
Nasz szlak wiedzie w górę
Rozdroże pod Sławkowskim Szczytem

Jeszcze pół godziny i jesteśmy na Maksymiliance, punkcie widokowym położonym na wysokości 1531 metrów, po słowacku zwanym Slavkovska vyhliadka Maximilianka. To metalowa platforma na skalnym cyplu obrywającym się ponad 200-metrową przepaścią nad Doliną Zimnej Wody (Studena Dolina). Przed nami pyszne widoki na Łomnicę, Durny Szczyt i Baranie Rogi.

Maksymilianka
Ofiara Sławka 😉
Łomnica. Bliżej Wielka Rywocińska Turnia i Pośrednia Grań
Zbliżenie na Łomnicę i Dolinę Zimnej Wody
Spisz
Powtórka ze Spisza

Zbliżamy się powoli do krawędzi Sławkowskiego Grzebienia, co nie oznacza, że do szczytu blisko. Góra należy do tych płatających figle. Idzie się i idzie, a szczyt wcale się nie przybliża. Wręcz odwrotnie – jakby się oddalał. Zbocze pokonujemy serią zakosów pomiędzy kosówką, po skalnych blokach. Widoki robią się coraz rozleglejsze. Pod nami cały Spisz i teraz już naprawdę da się odczuć, jak wysoko się wdrapaliśmy. W końcu osiągamy dość eksponowaną krawędź Sławkowskiego Grzebienia. Do przejścia mamy krótką galeryjkę, zaledwie kilka kroków emocjonującego przejścia nad urwiskiem.

Pośród kosówki
Łom i Łomnica
To jeszcze tak daleko!
Ścieżynką…
…i po kamlotach

 

Raj dla paralotniarzy
Górska taksówka
Centralnie Jaworowy Szczyt
Robi się coraz ciekawiej
Łomnica, Durny Szczyt, Baranie Rogi i Lodowy Szczyt
Osiągnęliśmy pułap 2200 metrów
Cel jakby się oddalał
Na Sławkowskim Grzebieniu

Stąd już blisko do Królewskiego Nosa – charakterystycznego punktu na trasie (2273 m). Do szczytu dzieli nas ok. 40 minut mozolnej wspinaczki po skalnym rumoszu, wśród księżycowego krajobrazu, gdzie trudno znaleźć oznaczenie. W ogóle na całej długości szlaku oznaczeń jest mało. W razie niepogodny łatwo je przeoczyć. Ostatnie metry wiodące do celu pokonujemy po stabilnych głazach – taka nagroda za trudy.

Na Królewskim Nosie (2273 m)
Po rumoszu w górę
Końcówka przed szczytowaniem

Ze Sławkowskiego Szczytu roztaczają się widoki jakich mało: od Łomnicy, przez Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt, Jaworowy Szczyt, po Rysy, Wysoką i Gerlach. Widać nawet Świnicę i Kozi Wierch. Nic tylko stać i podziwiać ze szczęką opadającą do ziemi.

Sławkowski Szczyt (2452 m) zdobyty!
Jaworowy Szczyt, Ostry Szczyt i Lodowy Szczyt
Staroleśny (po lewicy), za nim majaczą w oddali Rysy i Wysoka
Od prawej: Łomnica, Poślednia Turnia, Durny Szczyt, Pośrednia Grań, Baranie Rogi i Lodowy Szczyt niczym piramida
Do domowego archiwum
Gerlach
Jaworowy Szczyt, Świstowy Szczyt, Dzika Turnia i Staroleśny
Kto mi da skrzydła?

Wracamy tą samą drogą, bo inaczej się nie da. Na Sławkowski Szczyt wytyczony został tylko jeden szlak. Tym razem 45. jednak dała znać o sobie. Cóż z tego, że mieliśmy znakomity czas wejścia? Zejście – wstyd się przyznać – zajęło mi prawie tyle samo ze wdrapanie się na górę. Kuśtyk, kuśtyk, kuśtyk…

Droga powrotna
Krajobraz księżycowy
Padam, padam, padam…
O mój Boże! Nareszcie rozdroże!
Dolna stacja kolejki na Hrebienok (Siodełko)
Miś wita/żegna turystów
Ostatnie metry…

Stary Smokowiec-Rozdroże pod Sławkowskim Szczytem – 50 min,

Rozdroże-Maksymilianka – 30 min.,

Maksymilianka-Królewski Nos-2 h 40 min.,

Królewski Nos-Sławkowski Szczyt – 40 min.

Sławkowski Szczyt-Stary Smokowiec – WIEKI (4 h 30 min.)