Turbacz (1310 m) to najwyższy szczyt Gorców, znajdujący się w centralnym punkcie pasma, wpisany na listę Korony Gór Polski oraz Diademu Polskich Gór.
Wyprawa na Turbacz nie była długa. Górę zdobyliśmy z tak zwanego doskoku, w czasie podróży do Zakopanego. Samochód zostawiliśmy na parkingu w miejscowości Koninki (nazwa miło brzmiąca dla ucha mieszkańca Konina), a że byliśmy w podróży i czas gonił pole manewru w wyborze szlaku mieliśmy ograniczone. Zdecydowaliśmy się na szybki szlak niebieski przez Czarne Błota i Czoło Turbacza.
Wchodzimy do Gorczańskiego Parku Narodowego. Kasa biletowa nieczynna – koniec sezonu, późna godzina popołudniowa. Mijamy dolną stację kolejki na Tobołów i recepcję Ostoi Górskiej Koninki. W Punkcie Informacji Turystycznej udało się nabyć widokówki i usłyszeć złowróżbne wieści: „Nie zdążycie”. Zdążyliśmy!
Szlak początkowo prowadzi asfaltową drogą. Po 10 minutach wchodzimy w las, a tam czeka na nas dość strome podejście zalesionym zboczem. Po wyjściu z lasu teren jest już bardziej płaski. Idziemy przez łąki. Mijamy Czoło Turbacza (1259 m), a na jego drugim grzbiecie – halę z kaplicą papieską. Ołtarz ustawiono w 2003 roku w miejscu dawnego szałasu pasterskiego, w którym Karol Wojtyła 17 września 1953 r. odprawił mszę.
Dochodzimy do polany Wolnica i popularnego Schroniska na Turbaczu. Sprzed budynku można podziwiać panoramę Tatr. Do celu pozostało nam tylko 10 minut. Na szczyt wiedzie szlak czerwony. Na Turbaczu widoki nie takie piękne jest sprzed schroniska, ale stoi za to kamienny obelisk. Nazwa góry, według niektórych specjalistów, pochodzi z języka wołoskiego od przymiotnika turbat – wściekły, szalony, co prawdopodobnie odnosiło się do potoku.
Wracamy tą samą drogą. Całość wyprawy zajęła nam niecałe cztery godziny.