Nie za długa i niezbyt męcząca trasa, bez zadyszki, bez większych wyczynów, za to z pięknymi widokami i śnieżnymi zaspami. Wielka Sowa to jeden z łatwiejszych szczytów, które do tej pory udało nam się zdobyć. Wieża widokowa, panoramy i nowa moda wśród turystów – onuce z reklamówek. Ale po kolei.
Wystartowaliśmy z Przełęczy Jugowskiej (805 m) skąd do celu naszej wyprawy mamy około półtorej godziny. Samochód zostawiliśmy na darmowym parkingu, nieopodal wyciągów narciarskich. Idziemy szlakiem czerwonym. Trasa łagodnie wznosi się w górę, trudności właściwie żadne, jeśli spuści się zasłonę milczenia na śnieg, który zwalił się na potęgę tuż przed majówką.
Po drodze mijamy Niedźwiedzią Skałę, na której umieszczona została tablica upamiętniająca Hermanna Henkela, niemieckiego nauczyciela i miłośnika Gór Sowich („W górach jestem znowu prawdziwym człowiekiem…”) i zaledwie dwóch turystów!
Większość trasy prowadzi przez las świerkowy. Ostatni odcinek wiodący na Wielką Sowę to niemal prosta droga. Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy na wysokości ponad 1000 metrów.
Wielka Sowa mierzy 1015 metrów i jest najwyższym szczytem w Górach Sowich. Znajduje się na niej piękna, przypominająca raczej latarnię morską 25-metrowa kamienna wieża widokowa, wybudowana w 1906 roku na cześć Kanclerza Bismarcka. Z jej szczytu można podziwiać daleką Ślężę i znacznie bliżej leżące miejscowości: Pieszyce, Bielawę i Głuszycę.
Szlak w kierunku pobliskiego Schroniska Sowa (zaledwie 15 minut marszu) jest już znacznie bardziej oblegany. Przewaga turystów w lekkim obuwiu sportowym, promujących onuce w formie foliowych reklamówek. Taki górski recykling.
Na Przełęcz Jugowską wracamy żółtym szlakiem, wchodząc po drodze na niewielki drewniany taras widokowy Pod Kozią Równią.
Wyprawa zajęłam nam cztery godziny, łącznie z wizytą na wieży i w schronisku. Trasa wiodła przez: przełęcz Kozie Siodło, Rozdroże pod Wielką Sową, Wielką Sowę, Kozie Siodło, Pod Kozią Równią.